Na dachu Chorwacji

Pobudka o piątej rano. Gdybym miał wstać o takiej porze do pracy, nie chciałoby mi się. Co ciekawe, pomimo tak wczesnej pory nasze namioty był suche. Nie było ani rosy, ani nie zaparowały od naszych oddechów. Cóż, inny klimat.
Tradycyjnie przed siódmą jesteśmy na szlaku, według drogowskazów czekają nas cztery godziny wędrówki na szczyt. Tym razem nie jeden, a dwa psy towarzyszą nam na szlaku.
Pierwszy postój mamy przy ruinach zamku z XV wieku, kiedy to Chorwacja była zagrożona inwazją turecką. Monika wspina się tu na mury, robimy kilka zdjęć, słońce nam doskwiera, a to dopiero początek dnia.
Ku naszemu zaskoczeniu szlak biegnie początkowo przez las liściasty, po minięciu którego wychodzimy na otwartą przestrzeń – trawy, kamienie, skały, brak wody, gorąco…
Wędrując w stronę szczytu mijamy dwa budynki z kamienia, do których zejdziemy wracając. Szlak jest dobrze wyznakowany czerwoną kropką z białą obwódką i biegnie cały czas w górę do kolejnego, tym razem nietypowego lasu. Las wygląda dziwnie, drzewa nie posiadają liści, sprawiają wrażenie wymarłych. Tutaj robimy przerwę na drugie śniadanie.
Powyżej lasu skaczemy z jednej skalnej płyty na drugą, po lewej mijamy krater i ponownie dochodzimy do piętra z roślinnością – tym razem dobrze nam znaną z tatrzańskich szlaków kosodrzewiną.
Na Vrh Dinarę, najwyższą, dwuwierzchołkową górę Chorwacji wchodzimy o 12:30, a więc o wiele później, niż wynikało to z drogowskazów. Oczywiście, dwa psy docierają tu z nami… Dziewczyny odnajdują skrzynkę z zeszytem wejść, do którego wszyscy się wpisujemy, robimy pamiątkowe zdjęcia na obu wierzchołkach, po czym ruszamy w dół.
Kolejny postój zaliczamy ponownie w wymarłym lesie. Kolejny posiłek, po czym zachwycając się pięknymi, wiosennymi kwiatkami ruszamy w dół, w stronę wspomnianych wcześniej budynków.
Po dotarciu pierwszego z nich, położonego na wysokości 1300 m n.p.m. okazuje się, że jest to dobrze mi znane z rumuńskich szlaków refugio, czyli schron. Można tu znaleźć prycze do spania, kartusze gazowe, a nawet nieotwarte miejscowe piwo.
Po powrocie do busa zabieramy się za gruntowne pakowanie i sprzątanie. Łącznie udaje nam się zebrać dwa worki śmieci, głównie “skompresowanych” butelek po wodzie, po czym wsiadamy do busa w poszukiwaniu stacji benzynowej z prysznicem. Niestety, żadna z położonych przy autostradzie stacji, na których się zatrzymujemy nie ma takiego luksusu. Dziwne. Dopiero po przekroczeniu granicy ze Słowenią udaje nam się wszystkim wykonać tę jakże potrzebną czynność, jaką jest wzięcie prysznica 🙂
Po prysznicu zasypiamy, a Maciek rusza w stronę Polski. Jutro rano powinniśmy być domu.

Vrh Dinara (1831 m n.p.m.) - od lewej: Kuba, Artur, Aga K. Monika, ja, Rafik i Aga W.

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Ciepły Adriatyk

Rano nie spieszymy się w ogóle. Deszcz pada intensywnie i czeka nas pakowanie mokrych namiotów – nic przyjemnego, zwłaszcza, gdy wieczorem trzeba będzie położyć się w nich ponownie. Jemy śniadanie, pakujemy się powoli do busa… Maciek chyba nie ma nas jeszcze dość.
Jadąc przez Czarnogórę zatrzymujemy się przy mijanym sklepie, aby kupić małe co nieco – miejscowy chleb, piwo, rakiję… Jedziemy dalej, aż do granicy z Chorwacją, którą mijamy błyskawicznie, podobnie zresztą jak wszystkie dotychczasowe granice. Dojeżdżamy do Dubrownika, a tu cały czas leje, do tego nie możemy znaleźć wolnego miejsca parkingowego. Wrażenie robi na nas pełne owoców drzewo pomarańczy. Niestety, nici ze zwiedzania miasta. Wyjeżdżamy więc samochodem na górujące ponad miastem wzgórze, z którego obserwujemy piękną panoramę miasta położonego nad morzem oraz kilku bliskich wysepek. Widoki przepiękne.
Postanawiamy jechać dalej wzdłuż wybrzeża w stronę Makarskiej. W międzyczasie przestaje padać, decydujemy się więc na kąpiel w Adriatyku – wszyscy panowie i Aga W., pozostałe dziewczyny przyglądają się nam z kamienistej plaży. W międzyczasie gubią się klucze od samochodu i czekają nas nerwowe poszukiwania. Po przeczesaniu całego busa i większości bagaży, za czwartym podejściem klucze odnajdują się na plaży… Całe szczęście…
Kontynuujemy podróż wzdłuż wybrzeża i ku naszemu zdziwieniu wracamy na teren Bośni i Hercegowiny. Okazuje się, że w wyniku ustaleń powojennych państwo to dostało  ledwie 20-kilometrowy dostęp do morza. Przy okazji zatrzymujemy się na miejscowy obiad i pałaszujemy ryby z ziemniakami, bo kelner nie bardzo chciał zrozumieć, że wolimy frytki… Moim zdaniem najlepszy wybór zaliczył Rafik, który zamówił talerz małych rybek, o dziwo z frytkami…
Po pewnym czasie wracamy na terytorium Chorwacji, by autostradą udać się w kierunku miejscowości Knin i dalej przez Kijevo do położonego u stóp Dinary – Glavaš.
Po dojechaniu na miejsce rozbijamy namioty, przygotowujemy kolację i już czekamy na jutrzejszy dzień, kiedy to wybierzemy się na najwyższy szczyt Chorwacji.

za nami Dubrownik

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Tak blisko, a tak daleko…

Pobudka o 5:30, poranna toaleta, przygotowanie śniadania, prowiantu na drogę… Nieco przed siódmą rano jesteśmy do gotowi do wymarszu. Gospodyni woła nas jeszcze na poranną kawę, ale nie mamy na to niestety czasu, może skorzystamy po powrocie.
Szlak początkowo biegnie lasem, a po wczorajszym wywiadzie wśród miejscowych, decydujemy się na trasę z lewej strony najbliższego szczytu. Na wycieczkę wybiera się z nami psina od naszych gospodarzy, nie wiemy jak długo będzie nam towarzyszyć. Po wyjściu dość wyraźną ścieżką ponad granicę lasu dochodzimy do dużego płatu śniegu, po przejściu którego idący z samego przodu Kuba decyduje się na wspinaczkę bokiem piarżyska. Kamienie uciekają nam spod stóp, a wyraźniej ścieżki jak nie było, tak nie ma. Po przejściu piarżyska, które pochłania nam 2 godziny, stajemy przed dylematem, w którą stronę ruszyć. Wybieramy ostre podejście trawiastym stokiem do góry, które zakończone jest dużym płatem śniegu. Cały czas towarzyszy nam pies…
Po wyjściu na grań okazuje się, że śniegu jest tu jeszcze więcej, więc z mapą w ręku ruszamy dalej, przed siebie w stronę Maglicia.
Po dojściu na przełęcz, z której powinno być widać wierzchołek okazuje się, że nic z tego. Stara rosyjska mapa, którą mamy, jak widać ma dużo mniejszą skalę, niż nam się wydawało… W końcu po ponad ośmiu godzinach dochodzimy na szczyt, z którego, jak na wyciągnięcie ręki widać nasz cel… Niestety, jest już 15:40 i decydujemy, że pora zawracać, aby przed zmrokiem zejść śnieżnym poletkiem, które tak dało nam w kość przy podejściu… A psina dalej nam towarzyszy…
Dojście do śnieżnego poletka przebiega sprawnie. Na miejscu Rafik zakłada stanowisko, będziemy schodzić z asekuracją. Czekany, raki, lina… Eksponowane śnieżne poletko zabiera nam trochę czasu, bowiem następny schodzi, gdy poprzednik jest już na dole.
Gdy wszyscy mają za sobą to niebezpieczne zejście ruszamy w dół. Do lasu schodzimy po zmroku i z czołówkami na głowach wracamy do samochodu o 21:40. Czekają już na nas Kuba z Arturem, którzy zeszli wcześniej i przygotowali kolację. Dzięki chłopaki!
Po kolacji decydujemy, że nie mamy się gdzie spieszyć, bo w końcu zrezygnowaliśmy już z Triglava i jeszcze jedną noc spędzimy tutaj, a rano ruszymy zobaczyć Dubrovnik i dopiero później pod Dinarę. Przy okazji dowiadujemy się, że gospodyni zaprosiła naszego kierowcę – Maćka na śniadanie, kawę i później na porządny obiad. I nie chciała za to ani grosza… Po raz kolejny potwierdza się reguła, że im dalej od “cywilizacji”, tym serdeczność, życzliwość i gościnność ludzi jest większa.

za nami Maglić, od lewej: Artur, Kuba, Monika, Rafik, ja, Aga K. i Aga W.

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Mratinje – na końcu świata

Bus, którym jedziemy, jest bardzo pojemny – do tego stopnia, że mogę w nim stać w środku niemal wyprostowany, a wykorzystując podłogę przespać wiele kilometrów w komfortowej pozycji… W ten sposób przemieszczamy się przez Węgry do Serbii. Dla tych, którzy nie podróżują poza granice Unii Europejskiej jest do dobra okazja do tego, aby przypomnieć sobie, jak wygląda odprawa paszportowa.
O siódmej rano zatrzymujemy się na stacji benzynowej gdzieś w Serbii… Gdzieś przed Nowym Sadem… GPS pokazuje, że mamy bliżej do celu, niż zakładaliśmy, ale jednak wciąż daleko. Kolejny postój na kolejnej stacji benzynowej po 2,5 godzinie – tym razem jesteśmy już za Nowym Sadem, za to wciąż przed Belgradem… Przyjemnie się śpi w busie 🙂
Trasa z nizinno-wyżynnej zmienia się w typowo górską z całym mnóstwem serpentyn, licznymi tunelami i pięknymi widokami. Aga W. serwuje nam historyjki z Laosu, z których najbardziej wpada nam w ucho ta o “3 dolarach”… Znajdujemy się terenie byłej Jugosławii i pomimo, że minęło już ponad 15 lat od zakończenia wojny domowej, wciąż na wielu budynkach można zobaczyć ślady po kulach… Tak blisko, tak niedawno – przerażające…
Nieco po południu docieramy do Wiszegradu, miasta położonego na terenie Bośni i Hercegowiny, w którym GPS próbuje przeprawić nas przez rzekę Drinę, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zabytkowym Mostem Mehmeda Paszy Sokolovicia. Niestety, most ten jest zamknięty dla ruchu, a więc czeka nas kolejny postój. Z Kubą udajemy się do punktu informacji turystycznej, gdzie dowiadujemy się wielu ciekawych informacji, m.in. o moście zbudowanym w XVI wieku, a także o pochodzącym z tego miasta Ivo Andriciu, który został w 1961 r. uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury. Dowiadujemy się również, że niedaleko jest nowy most, który widać ze starego oraz że to standardowe pytanie, bowiem wszyscy jadący z GPSem mają ten sam problem… Życie…
Ponieważ planujemy zdobywać Maglić od strony czarnogórskiej (ponoć łatwiej) wąską górską dróżką docieramy do granicy w Šćepan Polje. Droga przypomina bardziej trasę dla kozic, niż samochodu osobowego, nie mówiąc już o mijance na drodze, tym niemniej natknęliśmy się na patrol miejscowej policji, która nie mogła zrozumieć, że na Maglicia chcemy wejść od strony czarnogórskiej oraz kilka krów, które nie przejmując się międzynarodowym charakterem tej jednopasmowej trasy wędrowały środkiem drogi…
Przed 16-tą docieramy do Mratinje, które nijak nie przypominała miejscowości oznaczonej grubą czcionką na naszej mapie. Znajduje się tu wiele fundamentów po zniszczonych domach, nie ma sklepu, poczty, czy szkoły – słowem, górska wioska odcięta od świata. Od miejscowych dowiadujemy się, że budynki zburzono, bo się waliły, a my możemy się przespać w namiotach u nich w ogródku – znajdzie się i miejsce na naszego busa 🙂
Ponieważ po zjedzeniu obiadu jest już zbyt późno na wyjście w góry decydujemy się uczynić to nazajutrz, przy okazji zdając sobie sprawę z konieczności rezygnacji z Triglava, który był naszym ostatnim celem…

Most Mehmeda Paszy Sokolovicia w Wiszegradzie, od lewej: Artur, Rafał, Szymek, Aga K. i Monika

Posted in Korona Europy | Leave a comment

W drogę…

No i wszystkie plany wzięły w łeb… Zamiast w południe, startujemy z Buczkowic po 17-tej. Oznacza to, że plan “bałkańskiej majówki” może zostać nieco zmodyfikowany… Dodatkowo, co ustaliliśmy już wcześniej, jedziemy w odwrotną stronę, niż planowaliśmy, zaczynając od Kekesa i Maglicia.
Maciek, nasz kierowca, prowadzi busa przez Korbielów w stronę Węgier, tak aby jeszcze tego tego samego dnia stanąć na najwyższym szczycie Węgier – Kekesu. Na parking położony nieopodal szczytu docieramy przed 22-gą. Z jednej strony jest zbyt późno, abyśmy mogli podziwiać widoki, z drugiej – oszczędzamy na opłacie za parking, bowiem komu chciałoby się zdobywać Kekes tak późno… Dla tych, którzy jeszcze nie byli na Kekesu jest to doskonała okazja do zaliczenia (bo nie można tego nazwać zdobyciem) szczytu zaliczanego do Korony Europy.
Po krótkiej przerwie ruszamy w dalszą drogę… ku przygodzie…

Monika na szczycie Kekesa

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Świdowiec w PTT

Poniżej zamieszczam zdjęcia z mojego pokazu slajdów pt. „Świdowiec (Ukraina)”, który odbył się wczoraj w lokalu PTT w Bielsku-Białej.

Posted in prelekcje | Leave a comment

Zdjęcia z Górek Wielkich

19 marca 2011 r. w Centrum Kultury i Sztuki „Dwór Kossaków” w Górkach Wielkich odbyła się moja prelekcja pt. “Czarnohora”. Serdecznie zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z tego wydarzenia.

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment

„Czarnohora (Ukraina)” – prelekcja w Górkach Wielkich

Serdecznie zapraszam na moją prelekcję o ukraińskiej Czarnohorze, która odbędzie się 19 marca 2011 r. (sobota) o godz. 16:00 w Centrum Kultury i Sztuki “Dwór Kossaków” w Górkach Wielkich.

Więcej informacji można znaleźć na załączonym plakacie.

Posted in Korona Europy, prelekcje, zaproszenia | Leave a comment

„Czarnohora” w Tarnowie

Po ponad czterech godzinach jazdy do Tarnowa, z których ostatnie dwie spędziłem w korku, wydawało się, że już nic niespodziewanego się nie wydarzy… Na nieszczęście okazało się, że mój laptop nie współgra z projektorem i cztery razy w trakcie prelekcji mieliśmy małe przerwy techniczne. Mimo wszystko uważam, że nie było źle i pokaz slajdów się udał 🙂

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment

Slajdy z Fogaraszy za nami

2 lutego 2011 r. odbył się pokaz moich slajdów pt. “Fogarasze – jesienna przygoda” w Chrzanowie. W dniu dzisiejszym dostałem z Oddziału PTT w Chrzanowie kilka zdjęć, które poniżej zamieszczam.

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment