O Mołdawii w Chrzanowie

Wczoraj w Chrzanowie odbyła się moja prelekcja pt. „Mołdawia”. Serdecznie zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z tego wydarzenia, które otrzymałem dzisiaj z Oddziału PTT w Chrzanowie.

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment

O Mołdawii w GOK-u

Wczoraj w Gminnym Ośrodku Kultury w Buczkowicach odbyła się moja prelekcja pt. „Mołdawia”. Serdecznie zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z tego wydarzenia.

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment

Październikowe prelekcje

Czekając na prelekcję o Mołdawii w Gminnym Ośrodku Kultury w Buczkowicach, która odbędzie się 25 września 2011 r. już teraz serdecznie zapraszam na kolejne prelekcje, które odbędą się w październiku:

  • “Malta – cztery dni w raju” – 10 października 2011 r. (poniedziałek) o godz. 20:00 w pubie Grawitacja Caffee w Bielsku-Białej (Monika i Szymek);
  • “Mołdawia” – 12 października 2011 r. (środa) o godz. 17:30 w sali odczytowej Miejskiego Domu Kultury w Chrzanowie (Szymek).
Posted in Korona Europy, prelekcje, zaproszenia | Leave a comment

Zdjęcia z prelekcji o Mołdawii

Wczoraj w lokalu PTT w Bielsku-Białej odbyła się moja prelekcja pt. „Mołdawia”. Serdecznie zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć z tego wydarzenia.

Posted in Korona Europy, prelekcje | Leave a comment

„Mołdawia” – wrześniowe prelekcje

Serdecznie zapraszam na moje najbliższe prelekcje o Mołdawii, które odbędą się we wrześniu:

  • 5 września 2011 r. (poniedziałek) o godz. 20:00 w pubie Grawitacja Caffee w Bielsku-Białej;
  • 6 września 2011 r. (wtorek) o godz. 18:00 w lokalu PTT w Bielsku-Białej;
  • 25 września 2011 r. (niedziela) o godz. 16:00 w siedzibie GOK w Buczkowicach.

Więcej informacji można znaleźć na załączonych plakatach.

Posted in Korona Europy, prelekcje, zaproszenia | Leave a comment

“Bałkańska majówka” na Hali Boraczej

Wjechaliśmy w nie tę dolinę, musieliśmy na przełaj pokonać kilka kilometrów, ale mimo wszystko udało nam się zdążyć na moją prelekcję. Poniżej zamieszczam zdjęcia z pokazu slajdów pt. “Bałkańska majówka”, który odbył się 28 lipca 2011 r. w schronisku PTTK na Hali Boraczej, podczas Obozu Szkoleniowo-Obserwacyjnego PTMA “OSOP 2011”.

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Jak na Krupówkach

Nadszedł kolejny w tym roku długi weekend, nie wypadało więc go nie wykorzystać na jakąś górską wycieczkę. Postanowiliśmy wybrać się więc na Rysy, na których byłem dotąd raz w 1999 r., a Monika nie była jeszcze nigdy.
Podczas czwartkowego spotkania w PTT rzuciłem hasło “Rysy”, do tego doszło kilka telefonów do znajomych i zebrała się w efekcie dziewięcioosobowa ekipa.
Z Buczkowic wyruszyliśmy o szóstej rano, pół godziny później, niż planowaliśmy. Aby uniknąć tłumów podchodzących z polskie strony, postanowiliśmy udać się na Słowację i stamtąd wejść na najwyższy szczyt Polski.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że na parkingu obok stacji kolejowej “Popradské Pleso” zdecydowana większość samochodów przyjechała z Polski. Cóż, nie tylko my byliśmy tacy cwani…
Ruszyliśmy szybkim tempem w stronę Popradzkiego Plesa. Asfaltowa droga nie jest zbyt przyjemną do wędrówki, ucieszyliśmy się więc po dotarciu do niebieskiego szlaku, skąd ruszyliśmy w górę. Niedługo później zaczęliśmy “wspinaczkę” czerwonym szlakiem. Ruch na szlaku był bardzo duży, lecz jedyny zator utworzył się przed łańcuchami ułatwiającymi pokonanie progu skalnego. Do tego czasu zdążyliśmy jeszcze zrobić przerwę śniadaniową, podczas której Monika przypadkowo sprawdziła, czy oliwki umieją pływać w górskim strumyku. Nie umiały…
Po dotarciu do Chaty pod Rysami, urządziliśmy dłuższą przerwę, którą niektórzy wykorzystali na wizytę w malowniczo położonym wychodku 🙂
Wędrówka na szczyt była już mniej przyjemna – od przełęczy Waga do szczytu ruch był większy, niż na Krupówkach i sam nie wiem jakim cudem udało nam się stanąć na samym szczycie Rysów II. Wyższy o cztery metry, słowacki wierzchołek odpuściliśmy sobie.
Schodząc spotkaliśmy parę osób z Oddziału PTT w Łodzi, a także znajomych z Bielska-Białej. Cóż, świat jest mały…
Pogoda cały dzień nam dopisywała, było słonecznie, a pojawiające się dość często chmury przynosiły kojące ochłodzenie.
Po dotarciu do schroniska nad Popradzkim Plesem zrobiliśmy ostatnią przerwę, po czym udaliśmy się na parking. Do Buczkowic wróciliśmy przez Korbielów około 23.

na obu wierzchołkach Rysów tłoczno jak na Krupówkach

Posted in Korona Europy | 1 Comment

Co robimy wieczorami

We wrześniowym numerze magazynu “Dziecko” ukazał się artykuł pt. “Rodzinne wieczory”, w którym o jedną z wypowiedzi zostaliśmy poproszeni z Szymkiem.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, jak takie artykuły powstają, a także zmartwiliśmy się pominięciem słowa “znajomych”, które nieco wypacza kontekst wypowiedzi w drugim akapicie.

Naszą wypowiedź zamieszam poniżej:

Kiedy tata wraca z pracy, pakujemy dzieci do auta i wyruszamy do babci albo do znajomych, którzy też mają dzieci. Jeśli jest ładnie, to dzieci szaleją na dworze, a jeśli nie, to bawią się w domu. Razem ze znajomymi jemy kolację, przygotowujemy ją wspólnie. Dzieci nam pomagają, noszą jedzenie do stołu, nakrywają. Po takim wieczorze dziewczyny zasypiają w drodze powrotnej, a my właściwie też zaraz po tym, jak dojedziemy. Jeśli nigdzie nie jedziemy, to w coś się bawimy, dziewczyny długo kąpią się razem, potem słuchają bajek. Nie zasypiają same – trzeba przy nich być, głaskać po głowie. Tata usypia Anielkę, a ja Zosię, bo Zosia jest bardzo mamowa i nie ma mowy, żeby usypiał ją ktokolwiek inny.
Często też ktoś do nas przyjeżdża. Goście zostają na noc, coś się dzieje, więc dziewczyny nie chcą iść spać. Czasami myślę, że to nie jest dobre. Ale my mieszkamy na wsi i nie mamy tu żadnych bliskich (znajomych – uzup. MB). Dla nas obojga jest ważne, by się oderwać, z kimś się spotkać, nie siedzieć w domu.

Posted in artykuły o nas | Leave a comment

Kolorowe koraliki

Planowaliśmy zjeść śniadanie na plaży w jednej z nadmorskich wiosek, położonych na północ od Rygi nad Zatoką Ryską. Mając tylko mapę ruszyliśmy zgodnie z planem, by w pewnej chwili zorientować się, że nie podążamy nad morze, a do centrum stolicy. Cóż, tutaj drogi są średnio oznaczone i bez GPS’a ani rusz.
Zupełnie przypadkiem znaleźliśmy się w okolicy Starego Miasta, co postanowiliśmy skwapliwie wykorzystać na zwiedzenie tej części stolicy Łotwy. Oprócz pięknie odrestaurowanej starówki naszą uwagę przykuł pomnik muzykantów z Bremy, który rozpoznała nawet Anielka mówiąc: “Tatusiu, my czytaliśmy o tych zwierzątkach bajkę”. Nie sposób było nie zauważyć wszechobecnego czarnego kota, będącego symbolem miasta – zainteresowanych zachęcam do poszperania w sieci w poszukiwaniu legendy o tym kocie. Dotarliśmy również nad Dźwinę, która tutaj, przy ujściu do Bałtyku jest imponujących rozmiarów.
Aby nie było jednak tak sympatycznie, próbując wystartować z parkingu okazało się, że jesteśmy głośniejszy od traktora – przedni tłumik wypadł z obejmy, prawdopodobnie przyhaczony na jednej z nierównych uliczek Starego Miasta. Nie byłby to może zbyt wielki problem, gdyby nie fakt, że mieliśmy niedzielę i wszystkie warsztaty samochodowe wokół były zamknięte. Na szczęście po kilku kilometrach głośnego turkotania znaleźliśmy otwartą myjnię samochodową, na której chłopaki szybciutko pożyczyli odpowiedni klucz i pomogli mi naprawić samochód.
Na ochłodę po tym lekkim stresie udaliśmy się nad Zatokę Ryską, aby choć tutaj popływać co nieco w Bałtyku. Jadąc wzdłuż wybrzeża dotarliśmy do miejscowości Bigauņciems, gdzie za ruiną jakiegoś zakładu spędziliśmy miło kilka godzin na piaszczystej plaży. Pozwoliliśmy popływać także Anielce, która już kończy ospę, a która trzymając się swojego niebieskiego kółka czuła się jak ryba w wodzie i wołała: “Tatusiu, płyńmy na głębinę…”.
Po tym jakże potrzebnym odpoczynku ruszyliśmy w stronę Litwy, by zwiedzić ostatni cel naszej wycieczki po krajach bałtyckich – Górę Krzyży. To położone kilkanaście kilometrów na północ od Szawli wzgórze sięga swą historią 1430 r., kiedy to postawiono tu kapliczkę upamiętniającą przyjęcie chrztu przez Żmudzinów, a związane jest również z polską historią, bowiem masowe przynoszenie i stawianie krzyży rozpoczęło się po upadku powstania listopadowego w 1831 r. Pomimo represji ze strony władz sowieckich, miejsce to zachowało swój charakter i obecnie można tu zobaczyć około 150 tysięcy krzyży przyniesionych w intencji nadziei, przyszłości, jako symbole zadumy, wiary lub wota dziękczynne.
Anielce i Zosi najbardziej spodobały się różańce. Jak to ujęła Anielka: “takie piękne kolorowe koraliki, które błyszczą się w słońcu”. Na pamiątkę wizyty w tym miejscu kupiliśmy niebieski różaniec, taki, jaki najbardziej jej się podobał.
Do Polski wróciliśmy po jedenastej wieczorem, stojąc w paskudnym korku ostatnie kilka kilometrów przed granicą, bowiem polscy pogranicznicy wprowadzili jakąś wyrywkową kontrolę.
Przed nami jeszcze kilka dni z Rudymi nad Jeziorem Hańcza, a potem powrót do Buczkowic i oczekiwanie, czy Zośka i ja zaraziliśmy się ospą. Czas pokaże.

Zosia i Anielka na Górze Krzyży

Posted in Korona Europy | Leave a comment

Biała noc

Z samego rana ruszyliśmy na podbój Wilna. Już na pierwszy rzut oka stolica Litwy wydała nam się miłym miejscem – niezbyt duży ruch samochodowy, ciekawy kontrast nowoczesnych szklanych biurowców z zabytkowymi budynkami, a także co chyba charakterystyczne dla większych miast dawnego Związku Radzieckiego – mnóstwo trolejbusów.
Samochód zostawiliśmy na przytulnym parkingu w samym centrum Starego Miasta. Oczywiście, nie znaleźliśmy nic darmowego i musieliśmy zadowolić się parkometrem… Na podbój krętych uliczek ruszyliśmy po rozmienieniu gotówki, co kosztowało nas zakup dwóch widokówek.
Udało nam się tu zobaczyć Ratusz, dom, w którym mieszkał Adam Mickiewicz, kilka ciekawych kościołów, a także chyba najsłynniejszą dla Polaków, znaną z inwokacji Ostrą Bramę. Wilno wywarło na nas pozytywne wrażenie, lecz trzeba było ruszać dalej.
Co prawda planowaliśmy, że będziemy przemieszczać się niezbyt dużymi dystansami dziennie, jednakże groźba ospy u mnie i Zośki oraz końcówka tej choroby u Anielki sprawiły, że chciałem jak najszybciej wrócić do kraju. Tak na wszelki wypadek.
Wyjeżdżając z Wilna, zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na “jedyny słuszny” środek Europy, co w kontekście wątpliwości związanych z granicami naszego pseudokontynentu, jest co najmniej zabawne. Tym niemniej zaliczyliśmy i ten punkt.
Ponieważ ruch był niezbyt duży, całą trasę na Łotwę przejechałem ze stałą prędkością 100 km/h, robiąc postoje tylko w przypadku wyższej konieczności.
Po dotarciu na Łotwę obraliśmy kurs na Gaiziņkalns, najwyższy szczyt tego państwa. Okazało się, że i tutaj są drogi szutrowe i podobnie jak na Litwie ich jakość jest naprawdę wysoka. Zdobycie szczytu, na którym stoi niedokończona wieża i pomnik upamiętniający wizytę prezydenta Łotwy w 1930 r. nie stanowiły najmniejszego problemu. Ciekawostką może być fakt, że budowę wieży rozpoczęto, aby uzyskać większą wysokość, niż najwyższy szczyt sąsiedniej Estonii, na którym również stoi wieża. Cóż, taki kaprys…
Po “zdobyciu” szczytu, korzystając ze stolików przy remontowanym pensjonacie, ugotowaliśmy pyszny obiad – spaghetti z sosem, po czym ruszyliśmy dalej, w stronę Estonii, ponownie utrzymując na liczniku stałą prędkość 100 km/h, dzięki czemu nasza skodiczka osiągnęła wyjątkowo niskie, jak na siebie, spalanie na poziomie 6,5 l/100 km.
Po dotarciu o 22-giej miejscowego czasu w okolicę estońskiej wsi Haanja, gdzie znajduje się najwyższy szczyt tego kraju – Suur Munamägi, okazało się, że słońce jest jeszcze stosunkowo wysoko, tzn. na tyle wysoko, że wciąż miało żółtą barwę, jakże różną od koloru zachodzącego słońca. Ponieważ nasze córeczki solidnie wyspały się w samochodzie, szybko, wchodząc po betonowych schodach wdrapaliśmy się na wierzchołek. Tym samym Anielka i Zosia zaliczyły w ciągu dwóch dni już trzy szczyty wchodzące w skład Korony Europy.
Po zejściu na parking, postanowiliśmy, że jeszcze tego dnia postaramy się przemieścić możliwie blisko Rygi, która miała być naszym następnym celem. W czasie jazdy kilkakrotnie wyłączałem światła samochodu, by na pustej drodze, w wieczornej szarówce, a było już po północy, delektować się tą namiastką białej nocy, które doskonale pamiętam z pobytu na wakacyjnym stypendium w Sztokholmie przed kilkoma laty.
W efekcie dojechaliśmy w okolice Rygi, gdzie po znalezieniu niezłej miejscówki w lesie, rozbiliśmy namiot.

biała noc i wyjątkowo późny zachód słońca

Posted in Korona Europy | Leave a comment