Kolejny dzień z wycieczką. Tym razem z mapą w ręku wybraliśmy za Peterborough – do Oakham. Wyruszyliśmy z domku po dwunastej, więc czasu na zwiedzanie nie mieliśmy za wiele.
Po dojechaniu na miejsce zwiedziliśmy kościół pw. Wszystkich Świętych. Ciekawostką w kościele była mapa, na której każdy zwiedzający mógł zaznaczyć skąd przybył. Wbiliśmy więc szpilki koło Bielska-Białej i Chrzanowa – a przynajmniej miejsc gdzie mniej więcej powinny być oraz przy Chatteris, bo w końcu z niego dzisiaj przyjechaliśmy.
Po zwiedzeniu kościółka postanowiliśmy zwiedzić zamek, ale akurat odbywał się tak ślub, więc ruszyliśmy na wycieczkę po mieście. Wstąpiliśmy do sklepu z artykułami turystycznymi, po czym ruszyliśmy dalej do charity. Wizja taniego kupowania dość powiedzieć, że działa na nas, ale tym razem wyszliśmy prawie z pustymi rękami. Prawie, bo kupiliśmy album ze zdjęciami dzikiej, afrykańskiej przyrody.
W ramach dalszego obijania się po sklepach doszliśmy do Tesco, gdzie zakupiliśmy prowiant na resztę wycieczki. Grunt to kupić sobie co nieco na wycieczce, zamiast przygotować kanapki w domu. A czasu było aż nadto. No nic, jeszcze zrobiliśmy sobie zdjęcia z Patem – listonoszem i wróciliśmy do centrum.
Tym razem, gdy podeszliśmy pod zamek, okazało się, że już można go zwiedzać. Z zewnątrz wyglądał on jak potężna stodoła, więc postanowiliśmy zajrzeć do środka.
Wewnątrz zrozumieliśmy, dlaczego jest on aż taką atrakcją w okolicy. Otóż, jest to ostatni zamek w Wielkiej Brytanii, który kultywuje następującą tradycję: każdy przyjeżdżający tutaj po raz pierwszy członek rodziny królewskiej oraz szlachty powinien zostawić swoją podkowę. Podkowy nie są oczywiście końskie, lecz zdobione, z brązu, bądź mosiądzu, lecz całe ściany w podkowach robią wrażenie.
W ogóle to okazało się, że kustosz miał opis zamku po polsku, więc wybrany przez stado na przewodnika, niby z racji najlepszego w grupie angielskiego, przeczytałem siedząc na królewskim tronie to i owo o budowli.
Wychodząc z zamku żonka zrobiła mi pamiątkowe zdjęcie przy podkowie jednego z baronów, sugerując że niby jakieś pokrewieństwo musi mieć z mną. 😉
Z Oakham ruszyliśmy nad pobliskie jezioro Rutland Water. Bazując na mapie dojechaliśmy niemal na koniec półwyspu wbijającego się w jezioro. Niemal, bo na naszej drodze stał szlaban. By pokonać ostatni kilometr musieliśmy przespacerować się troszkę. Najważniejsze, że było warto.
Po drugiej stronie jeziora widać było malutki kościół na cypelku, a tuż przed nami pływały łabędzie. Powoli zaczynało się ściemniać, dzięki czemu jezioro nabrało pięknych barw.
Łabędzie były dość nieśmiałe, lecz nie przeszkodziło to nam w zachęceniu ich do podpłynięcia bliżej. Posłużyły nam do tego kawałki chleba tostowego. Łabędzie, mimo, że bardzo nieufne podpływały na odległość mniejszą od metra. Stroiły się przy tym przed nami, co najmniej jak w tańcu godowym.
Na pobliskiej ławeczce zjedliśmy kolację, a w zasadzie podwieczorek. Przygotowaliśmy kanapki z serem żołtym i ogórkiem, co tylko zaostrzyło nasz apetyt. Słońce powoli chowało się za horyzont, więc zebraliśmy się i ruszyliśmy dalej.
Jako ostatni punkt programu wybraliśmy niezbyt odległy Harringworth Viaduct. Dojechaliśmy do miejscowości zwanej, jakżeby inaczej, Harringworth, by popodziwiać ten długi na 3/4 mili wiadukt. Widzieliśmy podobny w Walii, jednakże tamten był akweduktem i górą płynęła woda. Zastanawialiśmy co jest na górze tego wiaduktu, więc podjechaliśmy do jednego z końców i wbiegliśmy na górę.
Okazało się, że nie ma tu ani drogi, ani wody, lecz najnormaniejsze tory kolejowe. Poczuliśmy się trochę zawiedzeni, lecz smutek zrekompensował nam piękny zachód słońca widoczny z góry. Monika chciała przejść po krawędzi tego wysokiego wiaduktu na drugi jego koniec, ale szybko wybiliśmy jej to z głowy.
Spod wiaduktu pojechaliśmy jeszcze do March, aby w Lidlu zrobić potężne zakupy, które miejmy nadzieję wystarczą na miesiąc. Stamtąd odjechaliśmy już prosto do Chatteris, aby w domowym cieple spędzić ostatnie godziny tego intensywnego dnia.
-
Recent Posts
Recent Comments
- szymek on Jak na Krupówkach
- dygus on Firma kogucik
- Ania on Niech wodzirej łamie głowę
- szymek on Halloween
- szymek on Fryniołazik
Archives
- November 2019
- October 2019
- October 2017
- October 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- March 2012
- February 2012
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- May 2011
- April 2011
- March 2011
- February 2011
- January 2011
- November 2010
- September 2010
- May 2010
- April 2010
- February 2010
- October 2009
- August 2009
- June 2009
- February 2009
- February 2008
- November 2007
- February 2007
- November 2006
- October 2006
- September 2006
- August 2006
- July 2006
- June 2006
- May 2006
- April 2006
- March 2006
- February 2006
Categories
Meta