Gajowe gruszki

Skoro świt listonosz wrzucił nam list, a w zasadzie paczuszkę od Kamila. Grucha tak jak obiecał, przesłał nam płytkę z filmikami i ciasteczka swego wypieku – całe trzy sztuki. Dobre było, smakowało, dobre było, ale mało… A filmików jeszcze nie oglądamy, bo wiecznie czasu brakuje.
Późnym popołudniem do Chatteris dotarł w końcu Gajowy. W sumie klimacik tu mamy trochę inny niż na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii, ale i tak jest w porządku. Grześ i ja zasuwamy całymi dniami w krótkich rękawkach, lecz Gajowemu wybitnie to nie służy, bowiem na zewnątrz porusza się opatulony w ciepłą kurteczkę i czapeczkę… A tak już pisząc trochę z innej beczki to Gajowy się uśmiał moją zarośniętą głową, a ja uśmiałem się z jego łysiny pokrywającej całą głowę. Wracając z pracy zahaczyliśmy o domek na Cygnecie i porwaliśmy chłopaków trzech na imprezkę do nas. Popiliśmy piwko, powspominaliśmy stare dobre czasy, popiliśmy whiskacza i jeszcze inne trunki, więc w łóżku wylądowałem po raz trzeci po trzeciej nad ranem. Istna makabra to dla mojego organizmu.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *