Pracoholicy

Skoro świt zadzwonił do mnie Mike prosząc o przyjście do pracy na nadgodziny, bowiem nie ma dzisiaj nikogo doświadczonego na labie. Prosił o to mnie i Moniczkę, lecz moja żona wolała odpocząć jeszcze jeden dzień w domku. Zgodziłem się i o jedenastej wylądowałem w Eclipse. Mike ucieszył się bardzo z tego faktu, a ja zająłem się rozpisywaniem próbek i organizowaniem pracy. W międzyczasie kupiliśmy Grzesiowi kartkę (dzięki Amy za pomoc) i zebraliśmy podpisy wśród personelu Eclipse’a. Grzesiu się zdziwił, ale chyba pozytywnie… Po południu wylądowałem na wet-prepie, bowiem Mo ma urlop, a Clere pracuje tylko na pół etatu. I wtedy zaczęły się największe jaja… Przez to, że nie byłem na labie, nie wiedziałem ile pracy jest zrobione i gdy o ósmej przyszedł Mike zapytać, ile nam zostało i powiedzieć, którzy klienci są najważniejsi, byłem przekonany, że do 22 wszystko skończymy. Jednakże ponieważ Shweta i Rahul wyszli o 21, my musieliśmy posiedzieć trochę, aby się uporać z tym wszystkim. No i skończyliśmy… o pierwszej nad ranem… Tacy z nas pracoholicy. A żeby było jeszcze śmieszniej, to Łukasz i Grześ od jutra mają wolne, ja z kolei zaczynam normalny shift… No i jak tu się wyspać?

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *