Klepisko

Kolejny dzień i kolejna wycieczka z Justynką. Tym razem wybraliśmy się do Ely z zamiarem zobaczenia czegoś nowego. Pospacerowaliśmy po uliczkach tego urokliwego miasteczka, poodwiedzaliśmy kilka charity shop’ów, po czym doszliśmy do wniosku, że dzisiaj niczego nowego w Ely nie zobaczymy.
Ruszyliśmy więc dalej. Spojrzałem na mapę i wypatrzyłem atrakcję turystyczną w Isleham. Nie było tam zbyt daleko, a przy tym nikt z nas jeszcze tam nie był. Pojechaliśmy z zamiarem zobaczenia jakieś ciekawego kościółka. Dojechaliśmy, kościółek zwiedziliśmy, kazanie z ambony wygłosiliśmy i zbieraliśmy się do powrotu, gdy wypatrzyliśmy, że kościółek, choć urokliwy nie jest główną atrakcją miasteczka.
Okazało się bowiem, że dosłownie rzut beretem od kościółka znajduje się mały kościółek z XII wieku. Podeszliśmy do niego, lecz okazało się, że jest zamknięty. Już mieliśmy wracać, oglądnąwszy wcześniej budynek ze stron wszystkich, gdy okazało się, że urocza pani przeganiająca chłopaków grających w piłkę za kościółkiem posiada kluczyki od tego budynku. Pani rozpoczęła rozmowę ze mną i po 10 minutach mieliśmy kluczyki w rękach.
Zwiedzając opactwo, bo tym ów kościółek był w rzeczywistości zauważyliśmy, że w środku zamiast normalnej podłogi jest klepisko, a z drugiej strony wygląda ono jeszcze piękniej. Niestety, w środku nie było żadnego światła, więc widzieliśmy jedynie tyle, co udało się uchwycić aparatem z lampą błyskową. Ale naprawdę warto było… A miła pani doradziła nam, abyśmy następnym razem pojechali do Newmarket, bowiem jest tam muzeum wyścigów konnych, a docierając tak o 6 rano można zobaczyć jak konie galopują całym stadem. Może jest uda nam się pojechać do tego miasteczka.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *