Pierwszy prezent

Rano, skoro świt wybraliśmy się do kościoła, aby w końcu dopiąć wszystko na ostatni guzik. Przygotowaliśmy zaświadczenia o zapowiedziach i zaatakowaliśmy zwartym, dwuosobowym szykiem kancelarię parafialną w Szczyrku. Załatwiliśmy wszystko, tylko okazało się, że kościelnego i organistę musimy załatwić we własnym zakresie, czyli czeka nas dzisiaj wizyta w kościółku św. Jakuba. Przynajmniej moja narzeczona zobaczy w końcu miejsce, gdzie będzie zawierała sakrament małżeństwa.
Z kościółka pojechaliśmy do Bielska, gdzie pospacerowaliśmy co nieco po mieście, porobiliśmy urokliwe fotki i oczywiście wstąpiliśmy do mieszkanka na Karpackim. Zjedliśmy obiadek, po czym ponownie pojechaliśmy do Buczkowic. Okazało się tu, że odwiedzili nas ciocia Ela i wujek Czesiek, którzy przywieźli nam prezent – porcelanową zastawę na dwanaście osób. Piękny prezent. Od rodziców dostaliśmy zaś dzisiaj Sztambuch, cobyśmy prowadzili kronikę rodową. Taki pierwszy na ojczystej ziemi dzień z prezentami.
Do kościółka św. Jakuba podrzucili nas wujek z ciocią. Uczestniczyliśmy we Mszy Św., a po niej załatwiliśmy formalności z organistą i kościelnym. Jak się okazuje, jak wszędzie, tak i tutaj obowiązują wolne datki, ale panowie się określili na konkretne (typowe) kwoty. No cóż, takie życie – każdy orze jak może…

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *