Dzień na opak

No, dzisiaj kościół znowu był zamknięty. Dokładniej to kancelaria parafialna. Wiemy za to, że jutro uda nam się wszystko załatwić, bo tak sobie postanowiliśmy i już. Moniczka dzisiaj odebrała w końcu suknię ślubną, w której będzie prześlicznie wyglądać oraz obrączki, które przez następne lata będziemy mężnie nosić na naszych palcach.
Wczesnym popołudniem wybraliśmy się do Państwa Kosińskich, aby załatwić ostatnią sprawę, która musiała być załatwiona przed weselem – mianowicie świadka. Grześ i Łukaszek są teraz w Anglii, więc na świadków się nie nadają i po długiej debacie, w której był jeden główny kandydat zdecydowaliśmy, że poprosimy o to Lodóweczkę. Przemek wyjścia nie miał, więc się zgodził. A my przy okazji odwiedzin na Beskidzkim pobawiliśmy się z małym Jasiem, który przez te niemal pół roku zmienił się nie do poznania.
Wieczorem czekała nas najtrudniejsza sprawa – odwiedziny u wodzireja. W zasadzie to najtrudniej było mu powiedzieć, że sala jest mała i ma filary, których panowie wodzireje za bardzo nie lubią. No cóż, jest fachowcem, więc mamy nadzieję, że pokaże co potrafi. Porozmawialiśmy, wpłaciliśmy zaliczkę i ruszyliśmy dalej, to kościoła, gdzie okazało się, że wszystkie sprawy załatwimy najwcześniej jutro. Taki to już mieliśmy dzisiaj dzień na opak.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *