Drożdżówki, maślanka i draże

Dolecieliśmy dzisiaj do Polski. Od jutra zaczyna się wielkie wykańczanie imprezy. Zobaczymy co i jak. Na lotnisku odebrał nas tym razem Tomko, który dopiero co wrócił ze Stanów przez Dublin. Z Balic podjechaliśmy pod AGH, gdzie odebrałem w końcu odpis dyplomu po angielsku. Trochę to smutne, ale w Polsce traktują człowieka, jak kmiotka. Na dyplom czekałem ponad godzinę, tylko po to, aby dowiedzieć się, że suplement ciągle nie jest przetłumaczony. Tragedia…
Tomko w tym czasie kupił drożdżówki, maślankę i drażę, abyśmy coś przekącili na śniadanie. Cóż, śniadanie około południa to już prawie jak obiad… W Krakowie spędziliśmy czas niemal do wieczora, bowiem zaliczyliśmy jeszcze kilka sklepów z butami szukając, na szczęście skutecznie, weselnego obuwia dla mnie. A gdy w końcu dojechaliśmy do domków, to już siły nie mieliśmy, aby opowiadać co i jak, tylko spać.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *