Dolecieliśmy dzisiaj do Polski. Od jutra zaczyna się wielkie wykańczanie imprezy. Zobaczymy co i jak. Na lotnisku odebrał nas tym razem Tomko, który dopiero co wrócił ze Stanów przez Dublin. Z Balic podjechaliśmy pod AGH, gdzie odebrałem w końcu odpis dyplomu po angielsku. Trochę to smutne, ale w Polsce traktują człowieka, jak kmiotka. Na dyplom czekałem ponad godzinę, tylko po to, aby dowiedzieć się, że suplement ciągle nie jest przetłumaczony. Tragedia…
Tomko w tym czasie kupił drożdżówki, maślankę i drażę, abyśmy coś przekącili na śniadanie. Cóż, śniadanie około południa to już prawie jak obiad… W Krakowie spędziliśmy czas niemal do wieczora, bowiem zaliczyliśmy jeszcze kilka sklepów z butami szukając, na szczęście skutecznie, weselnego obuwia dla mnie. A gdy w końcu dojechaliśmy do domków, to już siły nie mieliśmy, aby opowiadać co i jak, tylko spać.
-
Recent Posts
Recent Comments
- szymek on Jak na Krupówkach
- dygus on Firma kogucik
- Ania on Niech wodzirej łamie głowę
- szymek on Halloween
- szymek on Fryniołazik
Archives
- November 2019
- October 2019
- October 2017
- October 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- March 2012
- February 2012
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- May 2011
- April 2011
- March 2011
- February 2011
- January 2011
- November 2010
- September 2010
- May 2010
- April 2010
- February 2010
- October 2009
- August 2009
- June 2009
- February 2009
- February 2008
- November 2007
- February 2007
- November 2006
- October 2006
- September 2006
- August 2006
- July 2006
- June 2006
- May 2006
- April 2006
- March 2006
- February 2006
Categories
Meta