Czarno-białe

Na śniadanie Moniczka przygotowała pyszne kakao z bitą śmietaną. Tak pyszne, że brakuje mi słów, aby opisać ten wyśmienity smak brązowawego napoju. No i w sumie tyle przez cały dzień się działo. Zrobiliśmy pranie, za oknem trochę słonecznie, trochę deszczowo – taka typowa angielska pogoda. Ostatnia porcja zaproszeń poszła w świat, porozmawialiśmy z masą znajomych na sieci i co najważniejsze – załatwiliśmy wodzireja na wesele. Kurczę, dobrze, że trafiliśmy na darmową promocję Skype’a i dostaliśmy 20 darmowych minut na telefony stacjonarne. Udało nam się jeszcze porozmawiać z jednymi rodzicami, i z drugimi też, i tak minął nam cały dzień, aż do wieczora.
A wieczorem wpadli do nas w odwiedziny Ania i Sławek. I od razu jak się nawzajem ujrzeliśmy wybuchnęliśmy śmiechem. Moniczka w białej sukience, ja w białej podkoszulce i białych spodenkach. Wyglądaliśmy jak aniołki, albo co gorsza dezerterzy z wariatkowa. Za to nasi gości to typowo diabelskie nasienie – oboje od stóp do głów ubrani na czarno. Na szczęście posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się i na pewno o tych hawrankowych odwiedzinach nie można powiedzieć, że były czarno-białe. I bardzo dobrze!

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *