Zapach chmielu

Bacha straszną jest chudzinką. Taki mamy wniosek po dzisiejszym poranku, jak w pidżamce paradowała. Dzisiaj wybieramy się z Basią i Gosią na zwiedzanie Edynburga. Basia będzie nam dzisiaj robiła za przewodnika.
Pierwsze kroki skierowaliśmy do banku, gdzie Basia załatwiała zablokowanie swojej karty bankomatowej, bowiem niedawno, po raz drugi w Szkocji, została okradziona. Nasza biedna Kaniulka ma cały czas jakieś niemiłe przygody. Ale wracając do banku – zdziwiliśmy się wielce, gdy w pewnym momencie do banku wszedł króliczek, a konkretniej dziewczyna w przebraniu króliczka. Nie zdziwiliśmy się jednak jej obecnością, lecz faktem, że kompletnie nikt nie zwrócił na nią uwagi. Gdy kilka minut później z autobusu wypadł chłopak wymiotując wprost na ulicę, również nie wywołało to żadnej reakcji przechodniów. Taki to dziwny kraj, ta Szkocja.
Postanowiliśmy, że wejdziemy dzisiaj na Calton Hill. Nim jednak doszliśmy do tego widokowego wzgórza, zatrzymaliśmy się przy sklepie z odzieżą podziwiając szkockie spódnice. Piękny to zwyczaj nosić taką spódnicę, lecz również bardzo kosztowny. Na pewno nie dla nas, przynajmniej nie dzisiaj.
Gdy w końcu doszliśmy na Calton Hill okazało się, że roztacza się zeń przepiękny widok na Edynburg i Arthur’s Seat – górę w centrum miasta. Widoki to naprawdę wspaniałe. Na szczycie wzgórza znajduje się jakaś wieżyczka i coś, co przypomina Akropol. Oj, chyba Szkotom mało własnej historii, że muszą importować grecką kulturę.
Tak a propos innych kultur to na Calton Hill spotkaliśmy grupę Azjatów, których podobnie jak w Polsce wszędzie jest pełno. Naszą uwagę przykuła grupka dzieci, które biegały wokół i bawiąc się prawdopodobnie w berka śmiały się przy tym głośno.
Ze wzgórza, na dziko zeszliśmy na autobus, aby podjechać do kolejnego punktu naszej dzisiejszej wycieczki.
A punktem tym było Portobello – nadmorska dzielnica Ediego. Pogoda dzisiaj nie sprzyjała kąpieli, lecz nie przeszkodziło to nam cieszyć się z pobytu nad wodą. U Chińczyków kupiliśmy frytki, bowiem na rybę nikt nie miał ochoty, po czym zajęliśmy się zbieraniem muszelek i wygłupami na falochronach.
Jak zwykle – to co piękne i miłe szybko się kończy. Tak i nasza wycieczka zbliżała się do końca. Autobusem wróciliśmy do centrum, mijając po drodze masę typowych angielskich taksówek, z których każda ozdobiona była jakąś reklamą. Spodobało się to mojej narzeczonej, która postanowiła sfotografować kilka.
Gdy dojechaliśmy do centrum, na Leith Walk, raz jeszcze popodziwialiśmy umiejętne połączenia starych budynków z nowoczesnością oraz rzuciliśmy okiem na plan festiwalowych wydarzeń w Edynburgu. Szkoda, że już jutro będziemy wyjeżdżać do Chatteris. Przydałby nam się tutaj mały urlopik.
Przed powrotem do mieszkanka, zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę z Sherlockiem Holmesem, którego twórca – Sir Athur Conan Doyle urodził się właśnie w stolicy Szkocji. Kto by przypuścił, że takich nowinek dowiemy się podczas tego wypadu.
A wieczorkiem spałaszowaliśmy kolacyjkę i położyliśmy się spać. W końcu jutro mamy ostatni dzień, aby coś jeszcze zobaczyć w Szkocji, bowiem na 15 umówiliśmy się z Karolem. Wolne się kończy, ale wspomnienia ze Szkocji pozostaną.

do przetłumaczenia 🙂

do przetłumaczenia 🙂

This entry was posted in emigracja (2006/07), Korona Europy. Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *