Speakanie na pięterku

Maleństwo wybrało się z nami dzisiaj na wycieczkę. Gdyby nie jej obecność w Chatteris, pewnie jeszcze czas jakiś nie znaleźlibyśmy motywacji do zwiedzenia Cambridge. Na początek zrobiłem z kuzynką mały obchód po miasteczku, aby sprawdzić skąd i kiedy odjeżdżają autobusy. Gdy już wiedzieliśmy, że pojechać możemy około południa, udaliśmy się na Bridle Close po Moniczkę i wycieczkowy prowiant.
Miała to być wycieczka w nieznane. Nie wiedzieliśmy o Cambridge nic, poza tym, z czym ta nazwa kojarzy się większości ludzi na całym świecie. Cambridge to miasto uniwersytetu i college’ów. Nic to, w ciemno wsiedliśmy do piętrowego autobusu, kierując się od razu na pięterko, aby z wysoka podziwiać okolicę. Tuż obok nas siedział starszy pan. Zapytałem go kulturalnie, czy jedzie do Cambridge i co może nam polecić w tym mieści. Od jednego zdania do drugiego i całą podróż przegadaliśmy z David’em na wszelakie tematy. Podróż minęła nam szybko, zwłaszcza, że nasz kompan pokazywał nam po drodze to i owo na fenlandzkiej ziemi.
W Cambridge zanim pozwiedzaliśmy miasteczko odezwała się pani z drukarni, w której Łukaszek drukuje nasze zaproszenia, informując, że nie wie, jak ma je wydrukować. Krok po kroku musiałem ją poprowadzić, począwszy od tego jak uruchomić plik ‘pdf’, a skończywszy na tym jak go później wydrukować. Żenada… Jak ktoś niewykwalifikowany może pracować w takim miejscu?
No nic, później już zabraliśmy się za zwiedzanie. Pospacerowaliśmy różnymi uliczkami zahaczając nawet o ulicę Adama i Ewy. Znaleźliśmy kościół, w którym odbywają się polskie msze, a nawet natknęliśmy się na transwestytę. Jestem w szoku, bo w naszym kraju co druga osoba odwracała by się za takim człowiekiem, a tutaj niemal wszyscy mają w nosi to, jak kto wygląda i jak się zachowuje. Ciekawe – inny kraj, inna kultura.
Następnie dotarliśmy do celu podróży. Jak wiadomo, Cambridge słynie z Uniwersytetu, więc postanowiliśmy co nieco pozwiedzać miejscowe college. Chodziliśmy sobie od jednego do drugiego wchodząc od tyłu, dzięki czemu uniknęliśmy opłat za wstęp. Podziwialiśmy gondole pływające po miejscowym kanale oraz karmiliśmy kaczki i łabędzie.
Do Chatteris wróciliśmy ostatnim autobusem ponownie obserwując malownicze wioski położone na naszej trasie. A potem to już tylko do łóżka, w końcu dzień był dość intensywny.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *