Ostatni dzień jesteśmy w Irlandii. To co miłe, szybko się kończy. Dzisiaj po raz drugi ruszyliśmy, by pozwiedzać Dublin – stolicę tego zielonego kraju. Autem podjechaliśmy do samego centrum, zatrzymując się na wielopoziomowym parkingu. Dojechaliśmy aż na najwyższy poziom, z którego podziwiać mogliśmy dachy Dublina. Ciekawy to widok – nowoczesne budynki wkomponowane są w stare kamienice.
Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę poczty głównej, gdzie wysłaliśmy kartki pocztowe do rodziców, rodziny i znajomych. Poczta mieści się w potężnych budynku, który znajduje się nieopodal słynnej szpicy.
Z poczty udaliśmy do sklepów z pamiątkami irlandzkimi. Przepych tu jest wielki, a kupić można dosłownie wszystko. Znaleźliśmy tutaj maskotki z irlandzkim krasnalem, kufle Guinessa, masę różnych koszulek, breloczki, berety z rudymi włosami i wiele wiele innych przedmiotów. Jednym słowem – jest to miejsce, gdzie można stracić wiele pieniędzy wracając do domu. My kupiliśmy jedynie kilka symbolicznych przedmiotów, wszak pieniędzy nigdy za wiele nie mamy, bo cały czas w coś inwestujemy (ostatnio w podróże).
Po opuszczeniu sklepu przeszliśmy na drugą stronę ulicy, aby kupić lody z automatu. Już zapłaciliśmy i wszystko byłoby cacy, gdyby obsługującemu automat Chińczykowi nie zepsuła się maszyna. Cała śmietana, czy cokolwiek tam było wyleciało wprost na niego. Biedny człowiek, biedni my, bo mamy tylko jednego loda na trzy osoby. Za to, jakby na osłodę, zjedliśmy go dokładnie pod szpicą.
Po południu nadszedł czas pożegnać. Najpierw odprowadziliśmy na lotnisko, a wręcz niemalże do samolotu Tomka, który leci dzisiaj do swojej rodzinki do Nowego Jorku. Jeszcze tylko kilka godzin i spotka się z żonką i synkiem. Szkoda, że i my nie lecimy, ale póki co to i za drogo i za daleko dla nas.
A gdy Tomek już poleciał, wróciliśmy do mieszkanka Basi i Marcina, aby spakować i ostatnie chwile na irlandzkiej ziemi spędzić na rozmowach z nimi. Domek to miły, towarzystwo jeszcze milsze, ale co miłe szybko się kończy. Trzeba więc wracać do domku, przynajmniej tego chatterisowskiego domku. Marcin odwiózł nas na lotnisko, skąd Ryanairem polecieliśmy do Anglii.
Z lotniska odebrała nas Justynka i zawiozła prosto do domku. Tym samym skończyła się nasza przygoda z Irlandią.
-
Recent Posts
Recent Comments
- szymek on Jak na Krupówkach
- dygus on Firma kogucik
- Ania on Niech wodzirej łamie głowę
- szymek on Halloween
- szymek on Fryniołazik
Archives
- November 2019
- October 2019
- October 2017
- October 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- March 2012
- February 2012
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- May 2011
- April 2011
- March 2011
- February 2011
- January 2011
- November 2010
- September 2010
- May 2010
- April 2010
- February 2010
- October 2009
- August 2009
- June 2009
- February 2009
- February 2008
- November 2007
- February 2007
- November 2006
- October 2006
- September 2006
- August 2006
- July 2006
- June 2006
- May 2006
- April 2006
- March 2006
- February 2006
Categories
Meta