Krowi placek

Ostatni dzień w pracy przed kolejną podróżą samolotową, tym razem do Irlandii. Jakieś dziwne osłabienie dopadło mnie w pracy, ledwo się ruszałem. Cały dzień myślałem, że jest to spowodowane niezjedzonym śniadaniem, aż w końcu wieczorem Moniczka przypomniała mi, że zjedliśmy rano dobry, polski bigos. Niewiele brakowało, a rozłożyłbym się gdzieś pod szafką i zasnął. A propos pracy, byłem dzisiaj zapytać o urlop we wrześniu. Okazało się, że możemy wziąć sześć dni, ale nie w terminie, który odpowiadałby nam. Teraz musimy podjąć męską decyzję, czy bierzemy cztery dni urlopu i wracamy nazajutrz po weselu, czy też składamy wcześniej wypowiedzenia. Czas pokaże.
Z pracy, którą skończyliśmy o 20:30, odebrała nas Justynka. Podjechaliśmy do Coop’a, aby kupić Patrykowi niewielki prezent – torcik, wszak nasz młody współlokator skończył dzisiaj sześć latek. Po drodze do domu zahaczyliśmy jeszcze o High Street, gdzie Justynka zaspokoiła pierwszą potrzebę mojego żołądka 😉 A w domku, w trójkę (Moniczka, Justynka i ja) udaliśmy się do Patryka, aby zaśpiewać mu sto lat i wręczyć torcik. Patryk, jak niemal każde dziecko, zapytał czy mamy dla niego prezent. A my “dorośli” myśleliśmy, że zaspokoimy jego pragnienia małym tortem. Przed snem wnieśliśmy jeszcze z Andrzejem dwie szafy, dzięki czemu nasz pokoik nabiera kolorytu. Co tu dużo pisać, było dzisiaj miło, ale trzeba iść spać, bowiem o trzeciej Sławek zabiera nas na lotnisko, skąd po godzinie lotu mamy nadzieję ujrzeć Zieloną Wyspę.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *