Ludzie bezdomni

Wychodząc rano z domu zauważyłem, że nie mam kluczy. Nie chciało mi się wracać, bowiem i tak zawsze ktoś jest w domu. Nie wiedziałem, że odbije się to moje lenistwo w porze lunchu. W trakcie lunch-break’u wybraliśmy się na obiad do Ani i Sławka, jednakże gospodarzy nie zastaliśmy. Ponieważ klucz od domku przy Dock Road mamy razem z kluczami od naszego domku, nie mogliśmy się dostać do środka. Udaliśmy się w stronę Cygnet Drive, licząc na to, że wraz z Karolem przesiedzimy przerwę u Andrzeja. Nie doszliśmy tam jednak, bowiem spotkaliśmy Karola wracającego stamtąd. Również on pocałował klamkę. Zaproponowaliśmy więc Karolowi kurs do nas, na Bridle Close. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że nikogo nie ma w domu. Bodaj pierwszy raz, od kiedy przeprowadziliśmy się tutaj. Na szczęście mogliśmy wejść do ogródka, gdzie poleniuchowaliśmy trochę. Nie wytrzymaliśmy jednak długo i na obiad udaliśmy się do Bridge House’u, gdzie w cywilizowanych warunkach zjedliśmy obiadek.
A w pracy było dzisiaj niemal tak jak zawsze. Z tym tylko wyjątkiem, że Sarah przymknęła oko na nasze wcześniejsze wyjście, życząc udanej wyprawy w rodzinne strony. Jutro będziemy w Polsce! Już nie mogę się tego doczekać. A póki co trzeba spakować nasze klamoty i przygotować się do wyjazdu.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *