Kamień, papier, nożyce…

A może dziś uda się coś znaleźć? Intensywne plany na całe przedpołudnie – list motywacyjny (oczywiście pisany przez Szymusia po angielsku), wydrukowanie go w bibliotece, zaniesienie go do Eclipse’a – laboratorium, przeglądniecie ogłoszeń z witryny sklepowej (w większości już nieaktualne), przygotowanie obiadku, rozwiązanie sudoku… A tematem tabu dzisiejszego dnia była…
Dziwny to pomysł robić sobie zdjęcie partnerkowe na cmentarzu anglikańskim… no ale już je zrobiliśmy i wlepiliśmy, więc jest! Zastanawiamy się prawie każdego dnia około godziny 19.30 – kiedy to zmęczony nadgodzinami Sławek przekracza próg domku, co tym razem przytrafiło mu się w pracy – złamał nogę, urwało mu rękę, zmiażdżyło mu palce, oderwało nogę, czy może jeszcze jakieś inne niefortunne wypadki, o których lepiej już nie wspominać? Tym razem tylko zrzucił sobie kawał blachy na nogę – stłuczenie.
Wieczorem wydarzyło sie coś niesamowitego w naszym małym białym domku. Mianowicie Sławek, który zazwyczaj po przyjściu z pracy je obiad na stojąco (nie ciągnowszy swych roboczych butków – glanów), bierze 2-godzinną kąpiel wzywając przy tym Anię (uosobienie doSławkowej cierpliwości), swą ukochaną, niczym Św. Augustyn odmawiający litanię, “Ania, Ania, Ania, Ania…”, kładzie się i zasypia… A tu dziś zaproponował nam coś do picia – i posypały się zamówienia, dużo ich było i urozmaicone były. Dziękujemy Ci Sławku, nasz gospodarzu.

nadzieja w zaćmieniu

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *