Zabawa w chowanego

Czasem tak bywa, że ci co nie pracują mają wielkie szczęście. 🙂 Dziś z Justyną i Marcinem wybrałam się do Ely pozwiedzać katedrę, której budowę rozpoczęto w XI wieku. Wstęp kosztował mnie 5 funtów z drobnymi piczkami (za te pieniądze w Polsce nie zdecydowałabym się na zwiedzanie choćby najwspanialszych budowli). Zwiedzaliśmy katedrę sami, ale o 13 załapaliśmy się na przewodnika oczywiście w wersji angielskiej! Mnie jednak męczyło udawanie, że rozumiem o co chodzi i namówiłam Justynkę na dalsze, samotne zwiedzanie. Katedra robi wrażenie. Zdjęć niestety nie ma, bo brakło nam funduszy na pozwolenie na fotografowanie własnym aparatem. Marcin postanowił jednak kontynuować zwiedzanie z przewodnikiem. Powiem Wam o jednej ciekawej rzeczy – mianowicie, w katedrze znajdowało się kilka wózków, na których były poziomo umieszczone lustra. Nie trzeba było wyginać szyi, aby podziwiać sklepienia z pięknymi malowidłami. Może ktoś z was spotkał się już z takimi lustrami? Anglicy lubią sobie ułatwiać życie! Potem znudziło nam się zwiedzanie i osiadłyśmy w jednej z kapliczek, po czym stwierdziłyśmy, że Marcin może nas szukać (bo trochę czasu minęło na naszym gadkowaniu). Jak się później okazało – Marcin dwa razy przeszedł katedrę, żeby nas odnaleźć!
A ponieważ świeciło słoneczko, ze wskazaniem na spacer, ruszyliśmy przed siebie… Naaajbardziej podobały mi się sklepiki charytatywne, w których pracują wolontariusze, przeważnie starsze panie. Ludzie przynoszą tam przeróżne rzeczy – ubrania, zabawki, książki, płyty, pierdułeczki, które nie są już im potrzebne w domu! Naprawdę można tam kupić tyle fajnych rzeczy, a co najważniejsze są one bardzo tanie i ma się świadomość, że się komuś pomaga! Kupiłam sobie drewniany kalendarz, a Marcin mnóstwo książek. Jak już zacznę zarabiać to będę stałym klientem takich sklepików. Może jak wrócę do Polski to otworzę takie sklepiki i zatrudnię starszych ludzi, żeby czuli się potrzebni. Anglicy są bardzo dobrze rozwinięci socjalnie. Tylko pozazdrościć!!!

katedra w Ely

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *