W zielonym gaju

Zaspaliśmy dzisiaj do kościoła. Czasem tak się zdarza, gdy Moniczka powie, że wstanie na dźwięk budzika i nie pozwala swojemu ukochanemu przestawiać go o świcie. Trudno, bo nie mieliśmy więcej okazji w dniu dzisiejszym do odwiedzenia kościoła i pozostała nam modlitwa na własny rachunek.
Gdy wstaliśmy wybraliśmy się na zakupy do Lidla. W March remontują ulicę i musieliśmy jechać objazdem. Zakupki zrobiliśmy, pierwszy raz płaciłem kartą w sklepie. Śmieszne uczucie, plastykowy pieniądz i zero reszty… A w Factory Shop’ie wzbogaciliśmy naszą kolekcję o dziesięć książek z bajkami i baśniami za jedyne 8 funtów 😉
Popołudniu, żeby nie siedzieć w domku wybraliśmy na spacerek… długi spacerek… Początkowo główną ulicą, później za przez osiedle domków trafiliśmy z innej strony, niż ostatnim razem, na public footpath. Okazało się, że jest jednak przejście przez żywopłot, a także odkryliśmy piękny teren rekreacyjny w samym Chatteris. Rodzice z dziećmi, a także młodzież i dorośli mogą tu aktywnie spędzać czas w kontakcie z naturą. Następnie udaliśmy się w drugą stronę publicznej ścieżki i wylądowaliśmy między polami. Usiedliśmy sobie w cieniu drzewa i zadzwoniliśmy do rodziców. Wzięło mnie na wspomnienia dzieciństwa i wspiąłem się troszkę na potężne drzewo. Sielanka…
Wracając wpadliśmy na herbatkę do Ani, Andrzeja i Mikołajka, po czym wróciliśmy do domku. Wieczorem obejrzeliśmy na górze “Firewall’a” z Harrisonem Fordem, po czym wypiwszy pyszny sok jabłkowo-marchewkowy domowej produkcji położyliśmy się spać.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *