Termosik

Dzisiaj niedziela, a my zamiast do kościoła, znowuż do pracy zmierzamy. Dzisiaj nie było za wiele sheetów, więc staraliśmy się skończyć jak najszybciej. Niestety, i tak trzeba było czekać na próbki, które dojechały po południu.
Wszystkie dzisiejsze przerwy spędziliśmy razem – pięcioosobowym zespołem. James wytłumaczył nam o co chodziło z wczorajszymi, a w zasadzie dzisiejszymi fajerwerkami. Otóż, 5 listopada, w zamierzchłej przeszłości jakiś śmiałek próbował wysadzić parlament angielski i z tej okazji świętuje się i puszcza fajerwerki. W zasadzie to nie wiemy czy Anglicy świętują to, że mu się nie udało, czy też fakt, że spróbował, tym niemniej fajerwerków jest sporo. A te wczorajsze to był po prostu falstart.
Atrakcją dzisiejszego przerwy herbacianej był Łukasz, który przyszedł do pracy z termosikiem. Nie chce się leniwczykowi robić herbaty na miejscu, więc przynosi ją z sobą. Niby rozsądny pomysł, ale przy tym śmieszny bardzo.
Obiadek zjedliśmy dzisiaj po pracy u Agniesi. Moniczka przy okazji dała się skusić Andrzejowi i odkupiła od niego rolki za grosze. Ciekawe, jak często moja żonka będzie teraz pomykała po ulicach Chatteris. Ciekawe…
Po przyjściu do domu przysiedliśmy na necie, aby sprawdzić jakieś kursy angielskiego dla Agniesi oraz zobaczyć ile będzie Grześka kosztowało ubezpieczenie. Zobaczymy… Może już wkrótce znowu skoczymy do Szkocji? Kto wie…

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *