Pogorzelisko

Wczorajsza imprezka poprawinowa skończyła się dzisiaj o piątej rano, więc za prędko do wstawania się nie rwaliśmy. Gdy w końcu wstaliśmy okazało się, że czeka nas sporo sprzątania, jak to po każdej imprezce. Takie małe pogorzelisko… Długo nie sprzątaliśmy, ale efekt przeszedł nasze oczekiwania. W pokoju jest tak czysto jak nigdy. A prawie wszystko jest zasługą pewnego męża, który na kolanach z miotełką w ręku centymetr po centymetrze, szczelinka po szczelince zamiótł wszystkie dziadostwa, które gromadziły się tu od dłuższego czasu…
W tym czasie żoneczka moja sprzątała w kuchni. Pomyła wszystkie garnki, kubki, szklanki, talerzyki, kieliczki, lampki na wino… Pomyła wszystko co było co umycia. Efekt był taki, jakbyśmy zrobili wiosenne, albo przedświąteczne porządki. Po prostu pięknie…
A jak już wszystko było posprzątane wybraliśmy się na spacerek po Chatteris. Dawno nie byliśmy na spacerku w miasteczku. Pospacerowaliśmy, znowu spróbowaliśmy znaleźć szczątki opactwa, które w przeszłości tu było, ale znowu bez efektu. Możliwe, że nic z niego nie zostało, ale wobec tego po cóż nam tabliczka na Park Street informująca o opactwie. Trudno… Ważne, że spacer się udał.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *