Moniczka – 2 tygodnie po ślubie. Dziś z mężuniem moim przygotowujemy pierwszą wspólna imprezę dla znajomych z Chatteris. Goście przybywają na 21. Nie jest to zwykła taka sobie przyjęciówka w domku, mamy stresa trochę…, bo mają przybyć również Hindusi, a nawet sami Anglicy. Wieczorem się przekonamy, kto tak naprawdę dotrze na imprezkę.
A przygotowania wyglądały mniej więcej tak: Szymek sprzątał w pokoiku, ja gotowałam obiad i takie tam kuchenne sprawuneczki, Szymek przygotowywał też pokaz zdjęć, po czym przypomniał sobie, czy tam wypatrzył na necie – że jest meczyk Polska-Kazachstan, no i telofonik tu i tam i już go nie było w domku. Ja powiesiłam pranie na naszym wielkim ogrodzie, po czym sama udałam się do Ani (szwagierki) na coś do picia… a przy okazji miałam kupić margarynę na ciasto. Dzień był taki piękny, że aż szkoda go było marnować na siedzenie w domu, więc wypiłam u Ani co nieco i ruszyłam po mego męża do kolegi meczowego. Mecz jeszcze trwał i trwał i był nudny strasznie, wiec obmyślałam sobie co jeszcze muszę zrobić, co zmienić by się zdążyło zrobić, a w międzyczasie mych rozmyślań pytałam ile jeszcze do końca meczu…
Margarynę kupiliśmy, resztę zakupów dowiózł nam Sławek z Lidla. Ciasto się upiekło, o mały włos a nie dodałabym proszku do pieczenia, sałatka wyszła niedobra – bo majonez był zbyt octowy, ale dorobiłam szybko bułeczki zapiekane z masłem czosnkowym, by zabić nieprzyjemny smak sałatki. Szymcio ustroił stół, a pierwsi goście: Kamila, Maciek i pan Marek zapalili świeczki, bo my nie mieliśmy zapałek. No i zaczęło się… Anglicy nie przybyli, ale za to dotarli Rahul i Shweta. Potem dotarli jeszcze bracia Wasilewscy – Andrzej, Wiechu, Jarek oraz Łukasz, Grzesiek, a także sąsiedzi znad sufitu – Asia, Piotrek, Patryk, no i sama Ania z pizzą bez Sławka (przykro mi z tego powodu) i jego brata Darka. A w którymś punkcie imprezy dotarł zmęczony po pracy Dawid, który ma w sobie jakieś niespożyte nakłady energii i czegoś tam jeszcze, bo tańczył do samego świtu 🙂
Nie wiem jak to sie stało, ale sałatka poszła cała – ta z miski ze stołu i jeszce z garnka z lodówki… Ludzie musieli być bardzo głodni. Ja nareszcie mogłam sobie potańczyć, bo od dawien dawna tego nie robiłam (nie liczę wesela) przy tak dobrej muzyczce. Wszystkim którzy przybyli na imprezkę bardzo, bardzo dziękujemy. Było wdechowo!
-
Recent Posts
Recent Comments
- szymek on Jak na Krupówkach
- dygus on Firma kogucik
- Ania on Niech wodzirej łamie głowę
- szymek on Halloween
- szymek on Fryniołazik
Archives
- November 2019
- October 2019
- October 2017
- October 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- March 2012
- February 2012
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- May 2011
- April 2011
- March 2011
- February 2011
- January 2011
- November 2010
- September 2010
- May 2010
- April 2010
- February 2010
- October 2009
- August 2009
- June 2009
- February 2009
- February 2008
- November 2007
- February 2007
- November 2006
- October 2006
- September 2006
- August 2006
- July 2006
- June 2006
- May 2006
- April 2006
- March 2006
- February 2006
Categories
Meta