Cisza przed burzą

Trzeba zawieść jeszcze wódkę do Starego Orlego Gniazda, lecz ja przeczuwając, że atmosfera przedweselna będzie napięta, wybrałem się z przyszłym szwagrem na wycieczkę w Beskid Żywiecki. Dokładnie to wybraliśmy się na Jałowiec. Takie ostatnie kawalerskie chwile.
Busem pojechałem do Suchej Beskidzkiej, modląc się, aby złapać busa, którym z Krakowa będzie jechał Tomek. No i udało się. Po dziesięciu minutach jechaliśmy już razem. Wysiedliśmy w Zawoi Centrum i ruszyliśmy na szlak. Nie ma nic piękniejszego, niż jesień w górach. Nie była to jeszcze jesień w pełni. ale i tak było pięknie. Niezbyt szybko ruszyliśmy w górę zielonym szlakiem, po czym z przełęczy pomknęliśmy żółtym. W końcu stanęliśmy na malowniczym szczycie Jałowca. Roztaczają sie stąd piękne widoki, a panorama jest niemal dookólna. Podziwialiśmy piękne widoki, począwszy od pasma Policy, przez Babią Górę, a kończąc na znanym nam doskonale Beskidzie Śląskim. Można powiedzieć, że widziałem ze szczytu dom, bowiem Buczkowice były doskonale widoczne. Nie siedzieliśmy za długo na szczycie i czarnym szlakiem zeszliśmy do Wełczy. W zasadzie to nie do końca szlakiem, bowiem w pewnym momencie zgubiliśmy go i pomaszerowaliśmy kawałek drogą drwali.
Dzień był spędzony naprawdę miło i spokojnie, a co najważniejsze, z dala od stresu i nerwów. Szkoda tylko, że przez te dwa tygodnie w Polsce zaledwie raz udało mi się wyjść na górskie ścieżki. To i tak o jeden raz lepiej od mojej przyszłej żony, której nie było to dane ani razu.

22 września 2006 r. – Cisza przed burzą

Mój narzeczony znalazł czas dla swego ducha 🙂 I cieszę się bardzo z jego wyprawy w góry. Rodzinie to bardzo ciężko było przyjąć, ale tak na przyszłość, panowie narzeczeni, zróbcie dokładnie tak samo… Ja niestety nie znalazłam na to czasu – rozumiecie – kosmetyczka, fryzjer, manikiurzystka… Żartuję, po prostu nie miałam takiej potrzeby, a raczej mój umysł mi na to nie pozwolił. (Monika)




Trzeba zawieść jeszcze wódkę do Starego Orlego Gniazda, lecz ja przeczuwając, że atmosfera przedweselna będzie napięta, wybrałem się z przyszłym szwagrem na wycieczkę w Beskid Żywiecki. Dokładnie to wybraliśmy się na Jałowiec. Takie ostatnie kawalerskie chwile.



Busem pojechałem do Suchej Beskidzkiej, modląc się, aby złapać busa, którym z Krakowa będzie jechał Tomek. No i udało się. Po dziesięciu minutach jechaliśmy już razem. Wysiedliśmy w Zawoi Centrum i ruszyliśmy na szlak. Nie ma nic piękniejszego, niż jesień w górach. Nie była to jeszcze jesień w pełni. ale i tak było pięknie. Niezbyt szybko ruszyliśmy w górę zielonym szlakiem, po czym z przełęczy pomknęliśmy żółtym. W końcu stanęliśmy na malowniczym szczycie Jałowca. Roztaczają sie stąd piękne widoki, a panorama jest niemal dookólna. Podziwialiśmy piękne widoki, począwszy od pasma Policy, przez Babią Górę, a kończąc na znanym nam doskonale Beskidzie Śląskim. Można powiedzieć, że widziałem ze szczytu dom, bowiem Buczkowice były doskonale widoczne. Nie siedzieliśmy za długo na szczycie i czarnym szlakiem zeszliśmy do Wełczy. W zasadzie to nie do końca szlakiem, bowiem w pewnym momencie zgubiliśmy go i domaszerowaliśmy kawałek drogą drwali.



Dzień był spędzony naprawdę miło i spokojnie, a co najważniejsze, z dala od stresu i nerwów. Szkoda tylko, że przez te dwa tygodnie w Polsce zaledwie raz udało mi się wyjść na górskie ścieżki. To i tak o jeden raz lepiej od mojej przyszłej żony, której nie było to dane ani razu. (Szymek)

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *