Konto w Barclays Bank

Dzisiejszy dzień był dość napięty. Nie dość, że nie mieliśmy normalnej przerwy na lunch, to jeszcze goniliśmy jak wariaty. A wszystko po to, aby otworzyć konto w banku. Z samego rana udałem się do Simona, aby załatwić dłuższą przerwę na lunch dla mnie i Moniczki, abyśmy mogli założyć konto. Zgodził się bez problemu, więc połączyliśmy tea-break’a z lunch-break’iem i udaliśmy się do banku.
Byliśmy w banku umówieni, niczym w pamiętnym westernie, w samo południe. Przyjęła nas miła pani i tu zaczęły się nasze atrakcję. Wspólnego konta nie możemy otworzyć, bo Monika nie ma polskiego dowodu osobistego przy sobie, a zaświadczenie wydane przez pracodawcę jest niewiele warte w banku… Na szczęście wytłumaczyliśmy miłej pani, że mieszkamy u siostry i udało nam się utworzyć konto na potwierdzony polski adres (mój dowód osobisty) oraz podany adres angielski. Okazało się przy tym, że mój paszport jest troszkę podniszczony i są problemy. Tu znowu dopisało nam szczęście, bowiem udało mi się przekonać kobietę, że długo już na nim jeżdżę i po prostu jest wyeksploatowany, a że termin ważności jest krótki, zatem nie było sensu go zmieniać.
Suma sumarum, konto otworzyliśmy. Ledwo zdążyliśmy w godzinę i dwadzieścia minut przerwy, jaką mieliśmy. Jedynym minusem tych manewrów był fakt, że do końca dnia byliśmy zmęczeni, bowiem nie mieliśmy ani chwili normalnej przerwy. Cóż, takie jest życie… Jak się chce coś załatwić, to trzeba się poświęcać…

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *