Rano obudziły nas dzwony… Do niebieskiej cerkwi zmierzali miejscowi, a nikomu nie przeszkadzało, że rozbiliśmy się niemal w centrum miasta… Leniwie zebraliśmy się z namiotu i samochodu, bo na wszelki wypadek spędziłem noc w samochodzie…
Do Polski mieliśmy jeszcze kawał drogi, nie planowaliśmy więc żadnego zwiedzania. Kierując na zmianę z Rafikiem ruszyliśmy w stronę Kamieńca Podolskiego, następnie Stanisławowa, gdzie dokonaliśmy ostatnich zakupów i przez Stryj, Drohobycz i Sambor w stronę granicy.
Po drodze mijaliśmy pomniki Lenina, co po ojcach komunizmu widzianych na ścianie w mołdawskich Bielcach nie było dla nas zaskoczeniem… Gdy przed Chyrowem droga zmieniła się ze znośnej w paskudną, bliskość polskiej granicy wyznaczył nam pomnik dobrego wojaka Szwejka.
Wybraliśmy przejście w Krościenku, zakładając, że będzie tam mniej samochodów, niż w Medyce albo Korczowej. Nie pomyliliśmy się… Po godzinnym oczekiwaniu jeszcze przed północą wjechaliśmy do Polski, przy okazji dowiadując się od ukraińskiego celnika, że nasze paszporty są do wymiany i powinniśmy się cieszyć, że nie cofa nas do konsulatu we Lwowie…
Do Tarnowa, gdzie wysiadał Rafik dojechaliśmy o 1:20, niespełna dwie godziny później byliśmy już w Bielsku, gdzie wysiadły Agnieszki… Do domu dojechałem po trzeciej, rozpakowałem samochód, mokre ubrania przygotowałem do prania i po czwartej położyłem się spać z zamiarem wstania na siódmą do pracy…
Podsumowując wyjazd muszę podkreślić niesamowitą gościnność, ale i biedę Mołdawian, których kraj zgodnie z legendą jest biblijnym rajem… Na pewno ma w sobie coś z raju… Szczerze polecam!
In the morning we were awakened by bells… Local people went to the blue church, and nobody was bothered that our tent stand in the center of the city. We left tent and car lazily, because in case of any problem, I spent the night in car…
We had a long way to Poland, so we did not plan any sightseeing. Rafik and I, interchangeably, drove the car toward Kamianets-Podilskyi, then Ivano-Frankivsk, in which we bought some food, then toward Stryi, Drohobych and Sambir, finally toward the border.
Along the way we passed statues of Lenin, which wasn’t surprise for us, especially after fathers of communism, which we saw on the wall in Moldova… Before Khyriv, when the road changed from bearable to tragical, the proximity of the Polish border was determined by a monument of Good Soldier Svejk.
We chose border crossing in Krościenko, assuming that there will be fewer cars than in the Medyka or Korczowa. It was true…
After one hour waiting, just before midnight, we came back to Poland, and the occasion to learn that our passports have to be exchanged and we should be glad that Ukrainian border officer has not to returns to the consulate in Lviv…
About 1:20 a.m. we came back to Tarnow, where Rafik got out and less than two hours later we were in Bielsko, where girls got out. After 3 a.m. I arrived home, then I unpacked the car, put wet clothes to the laundry and after four a.m. I went to sleep with an intention of waking before seven a.m. to work…
In conclusion I must emphasize an amazing hospitality, but also poverty of Moldovans, whose country, according to legend, is the biblical paradise… Certainly it has something of a paradise… I highly recommend!
trzeba przetłumaczyć 🙂