Śmiecionurki

Dzisiaj mamy pierwszy dzień nowego shiftu. Na naszej zmianie pracują już Grzesiek i Łukasz, a roboty jak była masa, tak masa pozostała. Żeby było śmieszniej próbki od najważniejszych klientów przyjeżdżają po 19, więc praktycznie nie da się tych próbek zważyć bez zostania na nadgodzinach. Taką to już komediową pracę mamy.
Dzisiaj z rana, zamiast ważyć postawiliśmy lab do góry nogami. W zasadzie normalnie pracowali tylko James i Hanuman. Łukasz czyścił podłogi w laboratorium i coldstorze, Grzesiek również sprzątał, Monika zamiast przy wadze, pracowała na mediach, a ja koordynowałem całośc 😉 A wszystko to, bo mieliśmy dzisiaj audyt. Strasznie się denerwowałem, bowiem istaniała możliwość, że dzisiaj ja będę musiał odpowiadać na pytania. Na szczęście na strachu się skończyło.
Audyt się skończył i wróciliśmy do normalnej pracy. Przynajmniej na jakiś czas. Okazało się bowiem, że Shweta wyrzuciła wczoraj próbki ważnego klienta na śmietnik, a powinny być ona jeszcze przetestowane na chemii. Straszne… Ktoś musiał pójść poszukać tych próbek w śmietniku. Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy się, że pójdziemy w dwójkę z Grześkiem. Z czarnych worków na śmieci i żółtej taśmy klejącej na bioryzykowne odpady zrobiliśmy sobie cud-butki i zanurzyliśmy się w śmietniku przeszukując masę starych worków. W końcu Grześkowi udało się znaleźć jedną z sześciu próbek i mimo dalszych prób okazała się ona jedyną zdobyczą naszej ciężkiej pracy. No cóż, nie zawsze nurkując w śmieciach można coś znaleźć. A szukanie tych próbek przy rozbebeszonych workach przypominało szukanie igły w stogu siana.
Dalsza część dnia upłynęła pod znakiem dużej ilości pracy, jaką musieliśmy wykonać. Oczywiście nie wszystko udało się zważyć, ale mimo tego skończyliśmy o 21:30, co i tak nie wywołało zachwytu na twarzy mojej uroczej żoneczki. Takie to już ciężkie życie szefa.
Gdy wróciliśmy do domku okazało się, że wreszcie dotarły do nas fotki z weselicha, których autorem był Marek. Oczywiście, musieliśmy je wszystkie obejrzeć i pokomentować na gorąco. Bardzo nam się podobają i już powoli przygotowujemy się do powybierania fotek do naszego ślubnego albumiku. No, jeszcze tylko Tomko musi nam przekazać swoją część tego pięknego dzieła, jakim było fotografowanie nas w naszym cudownym, weselnym dniu.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *