Karuzele na deptaku

Jako niezmotoryzowani wyrobiliśmy w sobie umiejętność podpinania się pod wszelakie inicjatywy wyjazdowe. Tym razem wykorzystaliśmy fakt wyjazdu Asi do St Ives na lekcję angielskiego, aby zwiedzić to miasteczko. Jedyne co wiedzieliśmy o tym miasteczku, to fakt, że ma ładnie wyglądający z daleka most.
No początek, zupełnie na dziko wybraliśmy się pod miejscowy kościółek. Obeszliśmy go dookoła, a następnie ponad kilometr przespacerowaliśmy się publiczną ścieżką, oddalając się od centrum. Wypatrzyliśmy za to piękne łąki, pole golfowe oraz harcówkę. Kurczę, tutejsi skauci to mają dobrze.
No nic, w końcu doszliśmy do wniosku, że na peryferiach ciekawostek więcej nie znajdziemy i wróciliśmy do centrum. A w centrum szok – okazało się, że cały deptak zamieniony jest w olbrzymie wesołe miasteczko. Wszędzie dookoła nas były karuzele, domy strachów, strzelnice – a wszystko to w samym centrum miasta.
A jak już mosteczek ładny znaleźliśmy, to Moniczka oślepła. Kasztany za okulary wstawiła i wyglądała jak ślepiec. Taki z niej śmieszek jest.
Most z daleka wygląda dużo ładniej, niż z bliska, chociaż z bliska też jest niczego sobie. Na samym środku jest kapliczka, do której klucz można wypożyczyć w muzeum. Niestety, do muzeum nie chciało nam się wracać, więc kapliczkę jeno z zewnątrz obejrzeliśmy.
Wracając do samochodziku Aśki zahaczyliśmy jeszcze o kilka charitków, gdzie Moniczka kupiła sobie co nieco. Przy okazji okazało się, że wszystkie pocztówki z Fenlandu wyglądają jak z lat osiemdziesiątych. Komedia – taki rozwinięty kraj, a taka żenada. No nic, kartki kupilismy, do szkoły po Asię podeszliśmy, a potem to już z górki na pazurki do Chatteris.

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *