Okienko pogodowe…

Noc spędziliśmy w tartaku (Kuba i ja) i cieplejszym, choć na pewno mniej wygodnym samochodzie (Artur i Ola). Wstaliśmy przed świtem, około 5 rano, aby jak najszybciej ewakuować się z tartaku (nie wiadomo, o której Szwajcarzy zaczynają pracę…) i wróciliśmy na parking. Tutaj zjedliśmy ciepłe śniadanie, przygotowaliśmy herbatkę i… Patrzymy, a tu kolejka, która miała nie działać (przyjechaliśmy o 8 dni za wcześnie – sic!) działa… Już ucieszyliśmy się, lecz po rozmowie z miłym panem, który był sprawcą całego zamieszania, okazało się, że akurat robią przegląd techniczny i nie ma mowy o tym, żebyśmy wyjechali kolejką do góry… Zmartwiło nas to, tym bardziej, że Marcin Kolonko, który kilka razy dziennie przysyłał nam z Polski sms-y z aktualną prognozą pogody właśnie poinformował nas, że mamy 10-godzinne „względnie niedeszczowe” okienko pogodowe, a potem do końca tygodnia ma lać jak z cebra…
Perspektywa spędzenia kilku dni w śniegu podczas intensywnych opadów deszczu nie uśmiechała nam się w ogóle, postanowiliśmy więc zaryzykować wycieczkę na lekko – albo uda nam się w jeden dzień dotrzeć na Grauspitz, albo i nie – potem wracamy…
Spakowaliśmy małe plecaczki i ruszyliśmy w trasę, by po trzech godzinach wędrówki dotrzeć w zaśnieżone okolice górnej stacji kolejki – kolejką bylibyśmy pewnie w kwadrans (różnica wysokości pomiędzy stacjami kolejki wynosi około 1100 metrów)… Cały czas trzymaliśmy się wielkich (w porównaniu do polskich) biało-czerwono-białych znaków; w zasadzie szlaków innego koloru tutaj nie ma… Następnie kilkunastominutowy „trawers” góry, połączenie naszej drogi ze szlakiem z Jenins i powolne wspinanie się w kopnym śniegu do góry… Niebo było coraz bardziej zachmurzone, widoczność niemalże zerowa i tym sposobem przed 14-tą dotarliśmy na przełęcz (2075 m n.p.m.) – mielibyśmy stąd jeszcze ok. 4 godzin wędrówki na Grauspitz, a po dokładnym rekonesansie (Kuba z Olą wybrali się na najbliższy szczyt, a Artur ze mną zbadał warunki śniegowe przy zejściu z przełęczy na drugą stronę) doszliśmy do wniosku, że w metrowym śniegu i przy zapowiadanych opadach, dodatkowo bez namiotu, który został w bagażniku… musimy odpuścić… Rozpoczęliśmy więc zejście, planując powrót tutaj w cieplejszych miesiącach wakacyjnych – tylko czy uda się w tym roku?
Po powrocie do doliny zwiedziliśmy jeszcze malowniczo położone miasteczko Jenins, po czym wróciliśmy piechotą do Malans.

zima w górach, wiosna w dolinie

This entry was posted in Korona Europy. Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *