Maglić zdobyty!

Z powodu trudności orientacyjnych, zdobycie wysokości zajęło nam więcej czasu, niż planowaliśmy i obok szałasu znaleźliśmy się już po północy. Rozbijanie namiotów, budowanie z desek platformy pod jeden z nich (niektórzy bali się śniegu…) zajęło nam trochę czasu i spać poszliśmy po 2 w nocy.
Wczesna pobudka przed 6 rano na pewno nie dodała nam sił, a niewielkie śniadanie w postaci jednej kanapki na głowę zdecydowanie zadziałało autodestrukcyjnie na mój organizm i w efekcie wlokłem się kilkaset metrów za resztą ekipy. Śniegu było dużo więcej, niż rok temu, lecz na szczęście był on mokry i dobrze zbity, w związku z czym nie zapadaliśmy się prawie wcale. Najłatwiej miał Kuba, który po wyniesieniu nart i butów powyżej stromego żlebu, ruszył w swoją stronę.
Z nieba lał się żar, a my powoli brnęliśmy w stronę czarnogórskiego Maglicia. Po dotarciu nań, trójce z nas odechciało się dalszej wędrówki na niebezpiecznie wyglądający wierzchołek, będący najwyższym punktem Bośni i Hercegowiny. W męskim gronie stanęliśmy na szczycie o godz. 15:00.
Droga powrotna była już dużo szybsza, zwłaszcza, że strome stoki pokonywaliśmy zjazdami na “czterech literach”. Zauważyliśmy też, że oznakowanie szlaku jest dużo lepszej jakości, niż przez rokiem. Widać duże inwestycje w turystykę.
Nieco gorzej było z zejściem przez las, gdzie “polska husaria”, czyli Kuba z nartami miał problemy z gałęziami. Zaczęła też nam doskwierać opalenizna, bowiem mocne słońce w połączeniu z ogromem śniegu, sprawiły, że każdy z nas spiekł się niemiłosiernie. Najzabawniej wyglądał Łukasz G., który po zdjęciu czapki wyglądał, jak wzorowy kibic biało-czerwonych, zawczasu przygotowany na zbliżające się EURO2012.
Wieczorem wróciliśmy do Mratinje i po skonsumowaniu zasłużonej obiadokolacji zdecydowaliśmy, że wyruszamy dalej dopiero rankiem.

czy to na pewno maj na południu Europy?

This entry was posted in Korona Europy. Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *